piątek, 10 września 2010

Rozdział I - Spotkanie.

    Przepraszam, ale zmieniam opowiadanie. Tak, tak kobieta zmienną jest. Uznałam, że nie potrafię jednak opisywać wampira, któremu czegoś brak na umyśle i aż tak wrednej dziewczyny... Poza tym zmieniało się to w nudną opowiastkę. Mam nadzieję, że to opowiadanie będzie lepsze. Będzie ono o bliźniakach-wampirach. Zobaczymy jak wam się to spodoba. Tutaj również wystąpi Liv, ale będzie miała więcej pozytywnych cech. Zapraszam do czytania i już więcej swojego planu raczej nie zmienię. (;


                                                .xXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXx.


    Gabriel cały czas obserwował zatłoczone ulice. Trwał festyn. Taki na powitanie wiosny czy jakoś tak. On za nimi nie przepadał, ale jak to większość wampirów uwielbiał polować, a takie okoliczności były przy tym bardzo sprzyjające. Swoją drogą obserwowanie ludzi również potrafiło sprawiać mu frajdę o ile byli w miarę ciekawi. W pewnym momencie dołączyła do niego siostra bliźniaczka, Olivia. Cóż, nie byli do siebie zbyt podobni pod względem charakteru...
  - No cześć! - przywitała się całując brata w policzek. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
  - Cześć, cześć. Co tak długo?
  - A no wiesz, przygotowania i w ogóle... - Wyszczerzyła w uśmiechu białe ząbki. Chłopak również odpowiedział uśmiechem, jednak zupełnie innym. Ten jego był raczej delikatny i nie "odkrywający wszystkich kart", jak stwierdziła kiedyś jedna z jego ofiar.
  - No to co, zaczynamy?
  - Czekałem tylko na ciebie. - Wzruszył ramionami.
    Zeskoczył z małego, omszałego murku, po czym z siostrą u boku ruszył przed siebie. Przeciskali się zgrabnie między ludźmi, przy okazji szukając swoich ofiar. Co do tego wampiry były zazwyczaj idiotycznie dokładne. Niektóre z nich mogły miesiącami, ba, latami śledzić człowieka, którego obrały sobie na ofiarę. Było to dziwne, ale o gustach się w końcu nie dyskutuje, prawda? Jak komuś chce się tak bawić...
  - Hmm... Podoba mi się - stwierdziła Liv ponętnym głosem, patrząc na jednego z mężczyzn stojących w tłumie. Już on dokładnie wiedział o czym ona myśli, nawet bez odebranych impulsów, które były w ich przypadku normalne.
  - Sukub - mruknął do siostry złośliwie.
    Dziewczyna w odpowiedzi obnażyła na ułamek sekundy kły i cicho syknęła. Może i nie było to zbyt mądre, ale był pewien, że żaden człowiek nie zauważył tej krótkiej sceny. Jego siostra ustała po chwili przy jakimś niewysokim i przyjaźnie wyglądającym mężczyźnie. Natychmiast zaczęła go wabić. Został jeszcze on.
    Rozejrzał się dookoła i zauważył osobę, która nadawała się dla niego na posiłek. Była to mająca dwadzieścia parę lat kobieta, niewysoka i nieco pulchniejsza. Oprócz jej policzków cała skóra była blada i zdrowa. Nie miała żadnych wyprysków ani nic z tych rzeczy. Włosy w kolorze brudnego blondu leżały na lewym ramieniu zaplecione w francuski warkocz. Podszedł do niej z przyjaznym uśmiechem malującym się na twarzy.
  - Dobry wieczór - zagadnął chłopak. Wyglądała na jakieś dwadzieścia pięć lat, a on na dwadzieścia trzy, chociaż w rzeczywistości zatrzymał się na dwudziestu jeden. Cóż, był poważny z natury, co dodawało mu trochę lat. Liv dajmy na to wyglądała na swój wiek, albo i mniej.
  - Dobry wieczór - odpowiedziała kobieta, jeszcze bardziej się rumieniąc. No tak, byli w podobnym wieku, więc mogła pomyśleć, że chciał ją "poderwać".
  - Jestem Gabriel Marph. Miło mi poznać. - Rozszerzył nieznacznie swój uśmiech.
  - Ja nazywam się Eva Carth i mi również miło. - Widać było, że się wahała.
  - Wiesz, chciałbym cie lepiej poznać, a tu jest dosyć głośno, więc może...
  - Tak. Jasne. Gdzie?
  - Chodź - powiedział tylko i złapał kobietę za rękę. Całkiem szybko poszło, nawet nie musiał się za specjalnie silić na wampirze sztuczki, czy urok osobisty. Poprowadził ją na drugi koniec parku. Tam praktycznie nie było ludzi, którzy zwracali na innych uwagę. Siedziały tam w większości ciągle całujące się małolaty. Park był bardzo rzadko oświetlony.
  - Może przejdźmy się w tamtą stronę? - zaproponował uprzejmie. Zgodziła się, a gdy tylko znaleźli się dostatecznie daleko, by ukryć ewentualne spojrzenia ludzi, po prostu wciągnął kobietę w ślepy zaułek, wcześniej zatykając jej usta dłonią.
  - Przepraszam, mam nadzieję, że mi to wybaczysz...
    Po tych słowach odsłonił kark kobiety i wbił w szyję wysunięte kły. Dziewczyna wpierw cicho pisnęła, potem jęknęła, a ostatnie co wydobyło się z jej ust, to nieobecne westchnienie. Osuszone z krwi ciało ukrył w pobliskim lesie. Doskonale wiedział, że resztą zajmą się zwierzęta. Ruszył w drogę powrotną do centrum. Szedł niespiesznym krokiem. W końcu gdzie tu się spieszyć? Jedyne na co musiał zdążyć to by ukryć się przed światłem dziennym, a noc była jeszcze bardzo młoda.
    Nie przepadał za zabijaniem prawych obywateli, ale też nie walczył ze swoją naturą. Był jaki był i tyle. Zresztą, nikt nie był taki niewinny, na jakiego pozował. Zaspokoił już swój głód. Zawsze mógł dopełnić się jakąś torebką z krwią czy czymś w tym rodzaju albo zapolować jeszcze później. Pewnie wypadnie na to ostatnie. Przebiegł wzrokiem po tłumie ludzi i scenie, na której grał jakiś zespół. Nie lubił festynów. Jedyne, co było w nich optymistyczne, to w miarę bezpieczne polowanie. W końcu było tam sporo osób. Z niesmakiem wszedł w sam środek zabawy z maską zwykłego dwudziestolatka. Jego bliźniaczka urabiała już kolejnego mężczyznę, eliminując przeszkody po drodze - w dużej mierze kłami. Kiedyś ich matka stwierdziła, że Olivia jest "nienasycona". I to chyba racja. Powoli zmierzała do upatrzonego wcześniej celu. Nie przepadał za skłonnościami Liv. Ale co zrobić? Jej życie. Przechodząc obok wyszeptał słowa przeznaczone tylko dla uszu jego siostry.
  - Nie bawi się jedzeniem, kochanie.
     W odpowiedzi Olivia zachichotała zakrywając pełne usta dłonią. Gabriel szedł dalej, a po chwili przysiadł w jednej z kawiarni wypatrzywszy akurat wolny stolik na dworze. Chociaż nie miał na nic ochoty, zamówił jakieś pierwsze lepsze ciastko. Zapłacił za nie od razu bez zbędnych ceregieli. Po około minucie podeszła do niego nieśmiało około dziewiętnasto czy dwudziestoletnia dziewczyna. Odezwała się nieśmiało.
  - Można się dosiąść? Brak wolnych stolików, a pan siedzi sam, więc pomyślałam...
  - Oczywiście - odpowiedział posyłając dziewczynie uśmiech. Odpowiedziała tym samym, dzięki czemu w kącikach jej ust ukazały się małe dołeczki.
    Dziewczyna usiadła naprzeciw niego wieszając na krześle swoją torbę. Miała długie, kręcone włosy. Były kruczoczarne. Bardzo intensywnie błękitne oczy były wyjątkowo "głębokie" jak na człowieka, a tym bardziej zważając na jej wiek. Zdziwiło go to i zaintrygowało. Była wysoka, jednak stosunkowo drobna. Miała może jakiś metry siedemdziesiąt pięć. To, co również rzuciło mu się w oczy, to bardzo jasna karnacja. Jeszcze trochę, a jej skóra przypominałaby tą wampirzą. No dobra, może trochę przesadził. Dziewczyna sięgnęła po menu akurat, gdy przyszło ciastko bruneta.
  - Jeżeli chcesz, możesz je zjeść. Jakoś nie mam ochoty na słodkości, a wypadało coś zamówić skoro już tu usiadłem.
  - Dziękuję... Czy coś. - Dziewczyna wyglądała na widocznie zmieszaną. Chłopak tylko głośno się zaśmiał.
  - Nie krępuj się. To nie jest jakieś zobowiązujące.
  - A tak poza tym... Mam na imię Alice. Alice Amelia Frange, dokładniej. Wiem, że dziwnie.
  - Gabriel Marph, miło mi poznać i wcale nie dziwne.
  - Mi również. Nie, wcale - bąknęła pod nosem. - Więc... - Widocznie chciała jakoś zacząć rozmowę. - Mieszkasz w Los Angeles?
  - Tak. Znaczy mieszkam na obrzeżach. A ty? Mieszkasz tu, czy jesteś przejazdem, czy...
  - Studiuję tutaj. I muszę przyznać, że mimo mieszkania tu dopiero dwa dni coraz bardziej LA mi się podoba. - Chłopak stłumił śmiech widząc głupkowatą minę dziewczyny. Czuła się niezręcznie.
  - No to jestem niezmiernie zadowolony, że podoba ci się to piękne miasto. - Uśmiechnął się szeroko. - A co dokładnie studiujesz?
  - Dziennikarstwo. Marzy mi się kiedyś jakaś większa posada - powiedziała już nieco nieobecnie.
  - Fajnie - stwierdził krótko. Naprawdę życzył tej dziewczynie wspaniałej przyszłości. Ot tak, po prostu.
    Rozmawiali jeszcze chwilę o mniej i bardziej ważnych tematach. Po niedługim czasie zaczął zauważać zmiany w samopoczuciu, jak również wyglądzie brunetki. Z minuty na minutę wyglądała coraz gorzej. Zauważyła, że uważnie przypatruje się jej twarzy, na której pojawiły się nieduże, czerwone plamki. Szkoda tylko, że owe plamki stawały się coraz większe.
  - Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytała z lekkim grymasem na twarzy.
  - Masz na coś uczulenie?
  - No tak... Na migdały. A co?
  - To ciastko miało w sobie chyba migdały...
     Dziewczyna momentalnie pobladła. Wyjęła telefon i spojrzała w jego czyściutką szybkę. Podniosła się tak szybko, że prawie upuściła torbę, gdy zdejmowała ją z krzesła. Nie zjadła co prawda całego ciastka, ani nawet połowy, ale jak widać nawet odrobina migdałów dała jej się we znaki. Zaczęła już panikować.
  - O Boże! Nie zdążę do metra, a następne będzie za dwadzieścia minut! Co robić, co robić - myślała gorączkowo, krążąc w kółko. Najwidoczniej bardzo się tym przejęła. On nie wiedział jak to jest być na coś uczulonym. Od urodzenia był wampirem, a wampiry nigdy nie są na nic uczulone. Przynajmniej z tego, co wie.
  - Może... Ee... Cię podwieźć? Mój samochód stoi niedaleko, więc...
  - Tak, jasne. Dzięki. No to chodź. - Pociągnęła go za rękę, ale zaraz zarumieniła się na całej twarzy. - Przepraszam...
  - Nic nie szkodzi, chodź. Nie wiem jak to jest mieć uczulenie, ale chyba niezbyt fajnie.
    Przecisnęli się szybkim krokiem przez tłum. Chłopak otworzył pilotem samochód. Dziewczyna stanęła jak wryta. Stali przed sportowym, tuningowanym ferrari pokrytym błyszczącym, czarnym lakierem z przyciemnianymi szybami. Spojrzał na dziewczynę niewinnie, gdy rzuciła mu pytające spojrzenie.
  - No wiesz... Prezent od rodziców, trochę własnej interwencji i nagle mam w garażu coś takiego.
  - Ta, jasne. - Chłopak otworzył przed nią drzwi, a ona wsiadła mamrocząc coś pod nosem. Gdy wsiadł zauważył, że zaczęła się już drapać po czerwonych plamach.
  - Tylko nie mów, że masz pchły. - Odpalił silnik.
  - Ha, ha, zabawny jesteś - mruknęła naburmuszona.
  - Spokojnie, nie chciałem cie urazić. To gdzie mieszkasz?
  - Niedaleko. Poprowadzę cie.
    Dziewczyna rzeczywiście spisała się jako prowadząca, gdyby nie krzyki, żeby zwolnił, bo ich pozabija, byłoby już w ogóle pięknie. Akurat! Ostatnie zadrapanie jakie miał na samochodzie, to początki nauki jazdy. Znaczy, miał wtedy dziewięć lat... Ale i tak niedługo potem jego ojciec zaczął uczyć go jazdy samochodem. Więc to był taki jakby wstęp i motywacja dla "nauczyciela". Ustali przed blokiem. Nim dziewczyna zdążyła się obejrzeć, jej drzwi były już otwarte.
  - Jak to zrobiłeś? - Zmarszczyła brwi.
  - Chyba trochę za bardzo przeżywasz to uczulenie i nie zauważyłaś. - Chciała coś powiedzieć, jednak tylko pokręciła głową.
  - Zapraszam cie do środka. Ale lepiej uważaj na ten samochód...
  - Dzięki, ale chyba jednak nie skorzystam. Nie dzisiaj.
  - No trudno, szkoda. Więc... Spotkamy się jeszcze?
  - Pewnie. - miałeś powiedzieć nie! - A co ty ba to, żebym przyjechał do ciebie w następny piątek o dziewiątej?
  - Jasne. Bardzo chętnie. - Wyszczerzyła się w uśmiechu. - Ale to nie randka. - Całkiem dobrze ukrywała swoją radość, ale jego dar to w końcu dar.
  - Randka. Wiem, że się cieszysz. To do następnego! - powiedział tylko i wsiadł do samochodu. Dziewczyna patrzyła jeszcze chwilę na siedzącego za kierownicą chłopaka - chociaż zapewne niewiele widziała przez ciemne szyby - po czym weszła do bloku. Odjechał dopiero, kiedy zniknęła mu z oczu.
    Wyklinał w myślach swoje głupkowate zachowanie. Zawsze mówił, że on nie będzie zaprzyjaźniał się z ludźmi. Ale jak widać mu to nie wyszło i wcale nie był z tego powodu zadowolony. Teraz Liv będzie się go o to czepiała przynajmniej przez najbliższy tydzień - tak, szybko się nudziła. No trudno. Skoro złamał już dane sobie słowo to niech tak będzie. Niedługo potem znalazł się w domu, załatwiając po drodze jakiegoś podpitego studenta. Nie miał ochoty na dalsze tłuczenie się po zatłoczonym mieście, więc zadzwonił do kilku znajomych ze studiów - byli to oczywiście nieludzie - żeby trochę pogadać, a potem zagłębił się w kilka lektur, które miał już dawno zamiar przeczytać. Przed świtem po prostu położył się do trumny i zasnął, a raczej jego funkcje życiowe poszły w odrętwienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz