wtorek, 28 września 2010

Rozdział III - Burza humorów.

   Gdy się już obudziła zaczęła zwlekać się z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że ma na sobie co prawda białą koszulkę, ale nie swoją. Poczuła się strasznie głupio, bo najwidoczniej chłopak ją przebrał. Alice zeszła cicho na dół, kierując się od razu do kuchni. Spojrzała przelotnie na zegarek - było jakieś za dziesięć siódma. Skrzywiła się mimowolnie widząc tak wczesną porę. Zazwyczaj lubiła sobie poleniuchować, a niejednokrotnie, gdy nie miała nic ciekawego do roboty, cały dzień chodziła w piżamach. W niedużej, zrobionej na szaro kuchni zastała pudełko pizzy i małą karteczkę mówiącą:


    "Nie mam niestety nic lepszego, a jak się obudzisz to będziesz raczej głodna.
     Mam nadzieję, że się tym zadowolisz. Może nawet będzie jeszcze ciepła...
     Mam nadzieję, że będzie Ci smakować i nie jesteś na nic w niej uczulona.
     Wieczorem coś wykombinuję, a około trzeciej czy czwartej przyjdzie mój
     przyjaciel z obiadem. Czuj się tutaj jak u siebie w domu, ale nie musisz
     myszkować. Przepraszam, ale nie mogę nic więcej zrobić. Smacznego
     i do zobaczenia wieczorem.

                                                                                      Gabriel."



    Zgniotła karteczkę i wyrzuciła ją do kosza na śmieci, który znajdował się pod umywalką. Była trochę niezadowolona. Bardzo chciała, żeby Gabriel był tu teraz. Ale wtedy zapewne wróciłaby jak najszybciej do domu. No cóż, skoro był zajęty to trudno. W pudełku znalazła dużą pizzę z szynką, pieczarkami, serem i tak dalej. Była jeszcze dosyć ciepła, ale postanowiła wstawić ją jednak do mikrofalówki. Poza tym obok stał cały karton soku pomarańczowego, a w szafkach znalazła kawę i herbatę. Wstawiła wodę na kawę, wzięła podgrzane jedzenie i usiadła razem ze szklanką soku obok małego stoliczka. Z wielkim smakiem zjadła - mimo, że odgrzane - kawałki pizzy i wypiła całą szklankę soku. Potem zaparzyła sobie kawę.
  - Nie musisz myszkować - mruknęła pod nosem, wywracając oczami, gdy myła naczynia.
    Mimo wszystko wrodzona ciekawość chciała wtykać nos w nie swoje sprawy. Stłumiła jednak to pragnienie. Wróciła na górę i zajrzała do swojej torebki. Wyjęła telefon, chwilę się zastanawiając. Zadzwoniła do matki. Nie miała zamiaru opowiadać jej o tej przygodzie, broń Boże, ale jak zwykle musiała się meldować, a z racji, że ona i tak nie miała nigdy nic do roboty w pracy i była przed czasem, zadzwoniła do niej już o ósmej. Jej matka była bardzo zdziwiona, że tak wcześnie rozmawia ze swoją córką. Ta opowiedziała jej znowu jak to podoba jej się miasto, że jest bardzo zadowolona z przyjazdu tutaj i tak dalej.
    Po skończonej rozmowie opadła z westchnieniem na łóżko. Postanowiła wziąć prysznic. W końcu miała się tu czuć jak u siebie w domu, prawda? Po długim, gorącym prysznicu, który bardzo ją odprężył, postanowiła poczytać książkę. Dziękowała Bogu, że zawsze jak największy świr nosiła jakieś wydanie kieszonkowe w niedużej torebce. Była to książka nowa i nawet niezaczęta. Jednak ani się obejrzała, a zapadła w lekką, przyjemną drzemkę.


    Gdy się obudziła była pierwsza. Od razu widać, że była bardzo wymęczona. Trochę połaziła po domu - a to do łazienki, a to do kuchni po kolejne dwa kawałki pizzy i sok - po czym na nowo zajęła się czytaniem książki. Była bardzo ciekawa. I fantasy, czyli z gatunku, który lubiła najbardziej. Zagłębiona w lekturę ledwo dosłyszała dzwonek do drzwi. Zauważyła, że nie ma również jej bluzy, którą mogła zakryć swój ewentualny strój. Otworzyła z wahaniem drzwi wejściowe. Stał przed nimi uśmiechnięty i niewiele wyższy od niej chłopak. Miał jasno-brązowe włosy i ciemne oczy. Przypuszczała, że uchodzi za stosunkowo przystojnego - nie mógł się jednak równać z Gabrielem.
  - To tobie miałem przynieść obiad, nie? - zapytał pokazując trzymane w ręce, styropianowe pojemniki.
  - Om... No chyba tak. Jestem Alice.
  - Ja jestem Eddie. Miło mi. No, to chyba jednak tobie. - Bez większych ceregieli wszedł do domu i usiadł na kanapie. - No dobra, zobaczmy co tu mamy. - Otworzył wszystkie pudełka, po czym kolejno wskazywał na nie palcami. - Kurczak z ryżem i warzywami, ryba z ziemniakami i surówką, tortellini, a także frytki z mięsem. Smacznego.
  - Wow, ja mam to niby zjeść?
  - No nie musisz. Ale masz za to wybór. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
  - Ee... To może mi pomożesz?
  - Wiesz, normalnie chętnie, ale tym razem jestem najedzony.
  - Ohm. - Gdy usiadła na kanapie obok, poczuła drażniący ją nieco zapach.
  - To co jesz? No wiesz, tak z ciekawości.
  - Rybę. Mam wielką ochotę na rybę. A potem... Potem się zobaczy. - Zaczęła jeść, a w tym czasie rozmawiali nieco lepiej się poznając.
  - To jak długo znasz Gabriela? - zagadnęła przełykając ostatni kęs ryby.
  - Oj, będzie to od początku studiów. Cwaniak zdał z najlepszą oceną, chociaż nie był na ani jednym wykładzie!
  - Ciekawie - stwierdziła, czując podziw dla chłopaka. Niby zjadła jak na nią dużo, ale wciąż była głodna. Chwyciła pierwsze z brzega jedzenie, którym okazało się tortellini.
  - A ty ile go znasz?
  - Szczerze mówiąc... To poznałam go przedwczoraj na festynie. Wiem, że arcy dużo czasu, ale mam już u niego dług wdzięczności.
  - Weź przestań, żebyś wiedziała ile ja mu zawdzięczam. Czyli nie znasz go zbyt dobrze... Czym jesteś? - zapytał jakby naturalnie.
  - Że co słucham? - Spojrzała na chłopaka tępo.
  - O... Ty nic nie wiesz. Nieważne. Z tego co czuję, będziesz niedługo wiedziała. Wiesz co? Gabriel jest świetny, ale jeżeli się mylę - a i to jest możliwe - to nie jest odpowiednim znajomym dla ciebie. Wierz mi na słowo. Słuchaj, nie obrazisz się jeżeli już pójdę? Oczekują mnie niedługo... No, sama rozumiesz. Nie obrazisz się?
  - Oczywiście, że nie. To... Do zobaczenia?
  - Zobaczymy. Powodzenia. Miło mi było cię poznać. - To powiedziawszy zniknął za drzwiami.
    Zamknęła za chłopakiem drzwi na klucz. Zawsze tak robiła. Wróciła do salonu, włączyła wielki telewizor, przerzucając kolejne pogramy. Nim się obejrzała skończyły jej się "pierożki" z tortellini. Od kiedy to tyle jadła? Posprzątała po sobie, odstawiła pudełka i wróciła, by na nowo oglądać bezmyślnie telewizje. Super.


                                                                    ***


    Wstał z pudła, gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem. Wpadł błyskawicznie do łazienki, a potem wyskoczył przez okno i pobiegł szybko do sklepu. Wiedział, że tak dotrze tam najszybciej. Odkupił dziewczynie koszulkę i bluzę, mając nadzieję, że jej się spodobają. Co więcej mógł myśleć? Wrócił przed dom, poprawił ubranie, po czym otworzył kluczem drzwi. Dziewczyna po chwili zeszła z góry.
  - Mhm. No to... Ee... Cześć - mruknął nie wiedząc zbytnio co powiedzieć. - Odkupiłem ci koszulkę i bluzę, bo tamte trafiły do śmieci. Były praktycznie w strzępach.
  - Oo... Dzięki, ale nie trzeba było.
  - Trzeba. - bąknął. Dopiero teraz poczuł, że Alice pachnie bardzo intensywnie i jakby nieco inaczej. Więc SMS Edda mógł być prawdziwy, a raczej jego przypuszczenia. - Mam nadzieję, że zbytnio się nie nudziłaś. Jesteś głodna?
  - Szczerze mówiąc... To chyba tak - odparła jakby zdziwiona.
  - Skoro tak to ubierz się i wychodzimy. Zaczekam, więc się nie spiesz.
    Gdy dziewczyna zniknęła na schodach opadł zmęczony na fotel i przetarł rękoma oczy. Ludzie... Czy to są jakieś żarty? Na razie i tak nie ma tutaj zmian. I tyle. Tego chyba będzie się trzymać, bo może to prowadzić nawet do wariacji. Po jakichś piętnastu minutach dziewczyna zeszła na dół. Wyszli w milczeniu. Nie był zadowolony z faktu, który był możliwy, więc też nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Jego twarz była po prostu "kamienna". Nie wyrażała nic. Jechali w milczeniu, aż dziewczyna postanowiła przerwać ciszę.
  - Zawsze tak masz?
  - Tak, czyli jak?
  - No, że raz jesteś radosny, a raz tak jakbyś był posągiem.
  - Przepraszam.
  - Super, ale nie jestem aż tak naiwna, żeby w to uwierzyć. - Teraz również ona siedziała niezadowolona. Spojrzał na dziewczynę zrezygnowany.
  - Alice, naprawdę przepraszam. - Zerknął nań poważnie. Westchnęła.
  - Ja również. Ostatnio napada mnie burza humorów.
  - Mam to samo. - mruknął. - Na co masz ochotę? Może chińczyk? - spytał, bo to jako pierwsze przyszło mu do głowy.
  - Czemu nie. Mam ochotę na rybę.
  - Czyli sushi. Znam fajną restaurację. - Uśmiechnął się lekko, żeby nie zabrzmiało to znowu nijak.
     Weszli do ładnie wystrojonej knajpy w prawdziwie chińsko-japońskim stylu, jak to przyszło na myśl dziewczynie. Brunet poprowadził ich do stolika, a potem zaczęli przeglądać menu. Kapnął się, że zapomniał o krwi... No tak, tylko jemu mogło się to przytrafić. W końcu dopiero teraz zaczął czuć lekką, ale zwiększającą się suchość gardła. Niebiosa, zlitujcie się... Iść głodnym na spotkanie z człowiekiem. W tej też chwili podeszła do nich kelnerka. Była to Carla, młoda wampirzyca.
     Carla miała mocno pocieniowane, sięgające za ramiona włosy przefarbowane na ciemno-szary kolor. Zdobiły je dodatkowo różowe i zielone, neonowe pasemka. Jej oczy miały kolor popiołu - były rozjaśnione przez soczewki kontaktowe. Na co wampirowi kontakty? Carla miała również mnóstwo kolczyków w różnych miejscach. Była niewysoka i bardzo drobnej budowy. Jak na wampira przystało, przyciągała wzrok nie tylko kolczykami i dziwacznym kolorem włosów. Mimo nieco przerażającego wyglądu, należała do bardzo pozytywnych i miłych osób.
  - Witaj Gabriel. Dawno u nas nie byłeś - powitała go z przyjaznym uśmiechem. - Co dla was?
  - Witaj Carlo. Zamawiaj - zwrócił się z lekkim uśmiechem do towarzyszki.
  - Om... Poproszę sushi mieszane. I colę.
  - Dla mnie to samo - rzucił bez większego namysłu.
     Carla oddaliła się z tajemniczym uśmiechem od stolika. Był bez wątpienia skierowany do bruneta. Gabriel jednak go zignorował i zaczął krótką, bezmyślną pogawędkę z dziewczyną. Praktycznie zaraz potem przyniesiono im potrawę. Pożyczyli sobie nawzajem smacznego. Chłopak jadł danie, ale to tylko po to, by je zjeść. Czuł smak, jednak nic mu ono nie dawało. Dziewczyna za to musiała być dosyć głodna. Zjadła całą porcję, która należała do... No, większych.
  - Wow, nie widziałem chyba jeszcze, żeby dziewczyna tyle jadła. - Wyszczerzył się w uśmiechu.
  - Dzięki, wiesz? - mruknęła niezadowolona, upijając łyka coli.
  - Oj, żartowałem. Nie denerwuj się. Chcesz coś jeszcze?
  - Nie, nie. Normalnie starczyłoby mi to na cały dzień, ale ostatnio jakoś tak sporo jem...
  - Alice, żartowałem. Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć - rzucił z figlarnym, ale szczerym uśmiechem.
  - Ale nie chcę przecież, żebyś uznał mnie za żarłoka.
  - W żadnym wypadku! Po prostu ja lubię wszystko komentować.
  - Zauważyłam.
     Niedługo potem wyszli z restauracji udając się do samochodu. Wracając niewiele rozmawiali, ale za to wymienili się numerami telefonów. Co prawda wampir pluł sobie za to w brodę, ale co zrobić? W międzyczasie zadzwoniła do niego Olivia szydząc, że nie tylko ona znajduje sobie ciekawe towarzystwo. Nim zdążył coś odpowiedzieć, siostra się rozłączyła. Tak ją kochał, że można by udusić... Wysiadł z samochodu pod blokiem dziewczyny w celu pożegnania się z nią.
  - Dobranoc.
  - Dobranoc... I do zobaczenia. - Uśmiechnęła się nieśmiało i z dużym wahaniem cmoknęła go w policzek.
     Gabriel stał jak odrętwiały, a gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami wejściowymi do bloku gadała sama do siebie. No cóż, niczym on. Stał tak jeszcze chwilę po czym wsiadł do ferrari i odjechał jak najszybciej tylko mógł. Jechał na polowanie. A później prosto do domu. Musiał to przemyśleć i coś zjeść. Niekoniecznie w tej kolejności.


                                                .xXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXx.


     Mam prośbę - jeżeli ktoś czyta tego bloga to niech zostawi komentarz. Może napisać z nim kropkę, chcę po prostu zobaczyć ile osób to czyta. A jeżeli nikt... To raczej nie warto prowadzić bloga. Ale jeszcze się zobaczy. Mam nadzieję, że rozdział może być. Wpadłam ostatnio na pomysł co do Alice, także więc jest dopiero teraz parę w niej dziwnych zachowań. Tak, żeby nie było nudno. No to chyba na tyle, pozdrawiam wszystkim ewentualnych czytelników. (;

4 komentarze: