sobota, 9 października 2010

Rozdział IV - Czas.

    Liv przechadzała się w kółko po kuchni. Nudziło jej się strasznie, a przedwczesna o pół godziny pobudka strasznie jej się już przykrzyła. Wiedziała, że nie wpadnie już w ten słodki stan odrętwienia towarzyszący dniu. Musi przeczekać w cieniu jeszcze piętnaście minut. Piętnaście minut! Zmarszczyła gniewnie brwi. I po co wstałam z tego pudła? Mogłam chociaż jeszcze poleżeć! Przestąpiła z nogi na nogę. Jej zawsze dłużyło się bardziej niż zwykle. Ale czemu tak właściwie wstała? Chyba towarzyszyła temu coroczna miesiączka... Coroczna miesiączka. Jak to brzmi! Nie dziwne, że ludzie jej nienawidzą. - pomyślała krzywiąc się w okropnym grymasie.
    Zgadza się, wampiry mają okres co rok. Dziwne, ale tak już jest. Więc nic dziwnego, że tak rzadko zachodziły w ciążę. Olivia i Gabriel byli trzecimi bliźniętami od początku wampirzej rasy i zaledwie drugimi dwujajowymi. Pierwszymi o odmiennej płci. Ach, cóż za wyróżnienie. Przewróciła oczami. I tak się nas sporo namnożyło biorąc pod uwagę, że niby ciężko zajść wampirzycy w ciążę. Bzdura! Prychnęła siadając pod lodówką i zerkając przy tym na naścienny zegar. Jeszcze siedem minut. Jeszcze siedem minut i będę mogła coś zjeść. Wpatrywała się uporczywie w tarczę zegara. Już! Odczekawszy dwie minuty ostrożnie sięgnęła pod zasłonę.
  - Witaj kolacjo! - zaświergotała słodko i chwyciwszy w dłoń płaszcz wybiegła z mieszkania po czym zamknęła drzwi dla samej zasady.
    Przemierzała uliczki spokojnym krokiem. Praktycznie każdy przechodzień odwracał za nią wzrok, a już na pewno każdy mężczyzna. Uwielbiała być w centrum uwagi. Obsypywanie drogimi prezentami, adorowanie na każdym kroku to jest właśnie to! Teraz jednak nie tego typu myśli zaprzątały jej głowę. Była bardzo spragniona, więc nie siliła się z wyborem ofiary. Złapała za ramiona jakąś przechodzącą obok parę i po prostu zaciągnęła ich w ślepy zaułek. Nie zdążyli nawet nic powiedzieć, bo zaraz każde z nich padło bezwładnie na ziemię. Ułożyła ich ciała jak parę kochanków, przytulonych do siebie. Na twarzy dziewczyny wykwitł czuły uśmiech.
  - Aleście zakochani. - zagruchała słodkim głosem. Pochyliła się nad ciałami i przemówiła na nowo cichutkim szeptem. - Teraz już zawsze będziecie razem. Nie musicie mi dziękować.
    To powiedziawszy po prostu, najzwyczajniej w świecie odeszła. Na zewnątrz było chłodno, ale ona tego oczywiście nie odczuwała. Mimo wszystko wsunęła ręce w kieszenie, nie mając zbytnio co z nimi zrobić. Obcasy raz po raz stukały o chodnik,  a jej czujne oko obserwowało całą okolicę. Nudzi mi się... Stwierdziła niezadowolona w myślach. Postanowiła, że odwiedzi swego kochanego braciszka mieszkającego na przedmieściach. On też co prawda chwilami był bardzo nudny, ale cóż zrobić? Zawsze można trochę go po wyśmiewać. I spowodować jakiś wypadek po drodze...


    Zadowolona i najedzona do syta ruszyła dalej w kierunku domu Gabriela. Szła niemalże w podskokach odtwarzając historię sprzed chwili. Wąską drogą jechał jakiś samochód. Jechał w nim akurat jeden mężczyzna - idealny cel. Bo w końcu czego jej więcej potrzeba? Im mniej ciał tym lepiej. Poza tym nie chciała się przejeść. Wyszła spokojnie na środek drogi. Stając dokładnie naprzeciw samochodu najeżyła się sycząc i wysuwając długie kły. Była przygarbiona, stojąca w rozkroku z zakrzywionymi do ataku palcami. Samochód uderzył w drzewo - tak jak się tego spodziewała. Później tylko wypiła krew nieszczęśnika i ruszyła w dalszą drogę. Nie wiedziała, czego mogłaby chcieć od życia więcej.
    Zapukała charakterystycznie do małego domku na odludziu. Całkiem nie rozumiała Gabriela, ale nie potrafiła dostatecznie wdrożyć się w jego psychikę, by wiedzieć czemu taki jest. Mieszka w Los Angeles do cholery! Mógłby się bawić co noc, młody jest! Nim ktokolwiek jej odpowiedział wtargnęła do środka bez większych ceregieli. Zdjęła płaszcz kładąc go na kanapie i rzucając się na fotel. Włączyła telewizję machając lekko nogami w powietrzu. Przeskakiwała z kanału na kanał w tak szybki sposób, że urządzenie za nią nie nadążało.
  - Nawet się nie przywitasz? - spytał z wyraźnie złośliwym uśmiechem Gabriel, schodzący niespiesznie z góry.
  - Hmm... Niee. Nie, raczej nie. Masz jakieś paskudztwo typu chipsy? Fajnie by się chrupało. - rzuciła zatrzymując się w końcu na jakiejś komedii romantycznej.
  - Wybacz skarbie, ale masz tyle samo siły co ja. A nawet więcej. - mruknął rozkraczając się na kanapie obok.
  - Znowu oszczędny posiłek? Weź zabijaj tych dwóch czy trzech na wieczór i będziesz miał spokój.
  - Jakoś tak... Szczerze mówiąc mi się nie chce.
  - Powiedziała maszyna do zabijania. - prychnęła dziewczyna zerkając na brata.
  - Mniejsza o to. Co cię do mnie sprowadza?
  - Ano tak wpadłam z nudów w odwiedziny. Doprawdy, zabawa kukiełkami i samochodami już mnie nie bawi... No dobra, bawi. Tylko trochę mniej. - uśmiechnęła się figlarnie. - A co u ciebie?
  - W sumie to nic...
  - A właśnie! - momentalnie usiadła w fotelu. - Kto to był ta brunetka w twoim samochodzie?
  - Kiedy? - rzucił nieco tępo Gabriel, chociaż widać było, że domyśla się o co chodzi.
  - Nie udawaj głupka. Wtedy co się mijaliśmy, taka z błękitnymi oczami. - rzuciła nico zawistnie.
  - Czyżby znowu znudziła ci się zieleń? - rzucił z przekornym uśmiechem. - To była znajoma.
  - Toż to człowiek! Zjadłeś ją? - zapytała rozochocona.
  - Liv, kochanie. Ja nie praktykuję tego co ty. Po prostu miała ostatnio przygodę typową dla osób w jej wieku i nie tylko. Zwykła grupa gnojków, którym się nudzi. Przez nich się przejadłem. - skrzywił się niezadowolony.
  - Ha, ha! - zaśmiała się w odpowiedzi dziewczyna. - Widzisz, jesteś za dobry. Ech... Będę lecieć. Czeka na mnie jeszcze nocne życie LA. Papa nudziarzu. - cmoknęła brata w policzek i wyszła zakładając po drodze płaszcz. Chłopak westchnął zrezygnowany przecierając przekrwione oczy.



                                                                    ***



    Mijały dni. On nie dzwonił, a najwidoczniej i ona nie miała na tyle odwagi po ich ostatnim pożegnaniu. Dla niego to było to samo co zawsze - noce spędzone przy książkach, oglądanie z nudów filmy, których jeszcze nie widział, polowania... No i to by było na tyle. Nie prowadził zbytnio życia towarzyskiego, chociaż raz przez tych parę dni spotkał się ze starymi znajomymi. Eddie dopytywał się go głupkowato o dziewczynę i nadal nakłaniał do przemyślenia tego co mówił wcześniej. Kolejne bzdury wymyślone przez znudzonego, ale zawsze zabawowego Edda. I tyle. Chociaż żył zaledwie czterdzieści pięć lat - w tym trzydzieści osiem dorastał, by osiągnąć wiek dwudziestu jeden lat towarzyszących mu już do końca wampirzego żywota - to jakoś wybawił się przez ten czas dostatecznie jak na razie. Może to przez brak odpowiedniego towarzystwa?
    Właśnie przebywał w domu ślęcząc nad jednym z bardzo ciekawych dzienników. Tego dnia czy raczej wieczoru, nocy już polował. Zadowolił się pulchną kobietą i niemowlęciem. Żaden wampir chyba nie pogardziłby takim przysmakiem - młoda, jeszcze świeża krew. Dziecko miało zaledwie jakieś trzy miesiące. Tylko ubolewające nad swoją naturą wampiry nie skłoniłyby się ku słodyczy krwi dziecka. Jego intensywne czytanie i wchłanianie wiedzy z dzienniczka przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu widniał jasny napis "Mama". No tak, już dosyć dawno nie dzwoniła. Odebrał witając ją radośnie.
  - Gabriel! Co u ciebie? Chociaż ty odbierasz. Gdzie ta twoja siostra się szwenda znowu?
  - Liv nie odbiera? Pewnie poluje czy coś... - lepiej, żeby rodzice nie wiedzieli nadal o jej praktykach. - Co tam u was? Jak tata?
  - U nas jak zwykle po staremu. Bez was jest tu strasznie nudno i spokojnie... - wiedział, że kobieta właśnie w tym momencie skrzywiła się w okropnym grymasie. Chłopak zaśmiał się w odpowiedzi.
  - Spokojnie, niedługo święta. A wtedy właśnie będziecie nas mieli już dość.
  - Chyba masz rację.
    Reszta rozmowy przebiegła w mniej więcej taki sam sposób. Nie mieli w sumie o czym rozmawiać. Jego ojciec gdzieś wyszedł, a matka już zdążyła posprzątać cały dom i najzwyczajniej w świecie zaczęło jej się nudzić. Olivia nie odbierała, więc zadzwoniła do niego. Liv rzadko kiedy nie odbierała telefonu, więc musiała być zajęta. Chłopak spojrzał przez okno na jasny księżyc.
  - No to będę chyba kończyła, bo już tematy się skończyły. - rzuciła do słuchawki matka. Nie była od niego zbyt wiele starsza jeśli o wampirzy wiek chodzi, a szła w przyszłość całą sobą - językiem, ubiorem, fryzurami i tak dalej. Dlatego też czasami była dla niego dosyć śmieszna.
  - Pozdrów tatę.
  - Pozdrowię, a ty opiekuj się siostrą.
  - Tak jak zawsze. - odparł bez namysłu. - Do usłyszenia.
  - I miejmy nadzieję zobaczenia. - dodała wymownie wampirzyca po czym się rozłączyła.
    Na nowo usiadł do sterty książek kręcąc głową. Dwie zwariowane kobiety w moim życiu. Normalne. Uśmiechnął się lekko sam do siebie i na nowo zaczął czytać dziennik. Nie minęło jednak piętnaście minut, a telefon zadzwonił na nowo. Westchnął głucho, ale odebrał już po pierwszym sygnale.
  - Słucham?
  - Gabriel? - wyszlochał do słuchawki znajomy głos. - Przepraszam, że tak późno dzwonie, ale nie wiem do kogo się zwrócić. - wydukała łamiącym się głosem. Była przerażona. Cholera.
  - Alice, co się stało? - zapytał zdenerwowany.
  - Ja-a, ja nie wiem. Możesz przyjechać?
  - Jasne, już jadę. - po tych słowach był już w garażu odpalając silnik auta.