niedziela, 19 grudnia 2010

Rozdział VI - Rozmowy.

Dzisiaj miałam właśnie ochotę napisać tu jakąś notkę, a gdy zobaczyłam komentarze dodatkowo dostałam tzw. kopa. Niby taka mała rzecz, a cieszy... Mimo wszystko bloga nadal nie odwieszam. Po prostu, złapała mnie wielka ochota na dodanie czegoś tutaj. Poza tym wiem, jak to jest czytać niedokończone historie... Chociaż jak zobaczyłam wcześniejsze rozdziały to średnio spodobał mi się mój styl pisania. Niby wszystko jest, ale jednak... Napisane tak jak na pierwszym, lepszym blogu z brzega. Może tylko bez błędów (:P) i z tą różnicą, że moje opowiadania są nieraz dosyć... Dziwaczne, ale i oryginalne. Chciałabym przede wszystkim pokazać tu te prawdziwe wampiry, a nie zalatujące dajmy na to "zmierzchem".
No, ale nic. Nie zanudzam, rozdziałów już nie poprawiam i mam nadzieję, że ten wyjdzie mi lepiej, chociaż tak jak i poprzednie piszę go "na żywca". Pozdrawiam, życzę miłej lektury oraz Wesołych Świąt w rodzinnym gronie, ponieważ nie wiem czy jeszcze coś przed świętami napiszę. (;


                                                .xXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXxXx.


    Więc teraz miała żyć jako kot... Super. Ciekawe jak zareagowaliby na to jej rodzice? A właśnie - skąd ja niby jestem kotołakiem? No, bo nic podejrzanego mnie nie ugryzło, nie zadrapało. Chyba, że to jakoś z genów... Nie mogła zasnąć. Leżała wpatrując się tępo w sufit. Jej myśli przeszły na praktycznie jedynego znajomego w mieście, czyli Gabriela. Więc był wampirem... Dlatego czasem tak dziwnie się zachowywał. Przypomniała sobie jego nieskazitelny wygląd. Chociaż do niskich nie należała, to był od niej o jakieś dziesięć centymetrów inny. Zaśmiała się ze swojej głupoty. Miałam patrzeć co charakteryzuje go jako wampira, a nie chłopaka, który mi się podoba! No dobra. Jest blady, zimny, ma worki pod oczami, które i tak nie psują jego wyglądu... Jeździ jak idiota, bo przecież i tak nie może zginąć. Ma zielone, piękne oczy, pełne usta... Zaczerwieniła się na myśl o swoim, mhm, pożegnaniu. Ty się lepiej na wykłady szykuj, a nie marzysz! - nakazała sobie w myślach, po czym niechętnie wstała.
    Była cholernie wymęczona, ale co zrobić? Musiała przecież studia zdać, a żałowała bardzo, że wybrała taki, a nie inny kierunek. No cóż, trudno. Niby do biednych jej rodzina nie zależała, ale też nie mieli większych pieniędzy na zbyciu. Wzięła szybki prysznic, po którym poczuła się znacznie lepiej. Jeszcze opatulona w puszysty ręcznik wyszła do szafy. Wybrała spodnie z ciemnego dżinsu, przylegającą do ciała bojówkę w kolorze ciemnej zieleni oraz wysłużone, czarne trampki przed kostkę. Spakowała potrzebne rzeczy do czarnej torby i postanowiła coś zjeść. Padło na, jak to zwykle bywa, płatki z mlekiem. Jeszcze sporo przed normalną godziną swojego wychodzenia - zawsze musiała wychodzić sporo przed czasem, bo mogłyby być w końcu korki - pomaszerowała na autobus.
    Była na miejscu pół godziny wcześniej. Czytała książkę siedząc na jednej z ławek. Niedługo potem zaczęli zbierać się również inni studenci, a kilku z nich próbowało złapać z nią jakiś kontakt. Niestety nie jest to takie łatwe. Wykłady dłużyły się jej niemiłosiernie, a sam profesor wyglądał, jakby miał zaraz paść trupem. Ha, ona już wie, że zna trupa. Bazgrała coś w notatniku nim owy wykład nie dobiegł końca - cóż, skupić się na słuchaniu mimo wszystko nie mogła. Dzień mijał jej nadzwyczaj leniwie, a inne wykłady zostały odwołane. Jeszcze w domu zdrzemnęła się jakiś czas, ale nie pomogło jej to wiele. Czekała do wieczora, aż będzie mogła wreszcie zadzwonić do Gabriela. Musi dowiedzieć się czegoś więcej.



                                                                    ***


    Wstał dokładnie z zachodem słońca. Nie spodziewał się wizyty Liv, gdyż wypadał piątek - no wiecie, piątek wieczór, mówi to coś komuś? Właśnie. Zajął się wieczorną toaletą, chociaż nie była mu ona zbyt potrzebna. Wybrał się szybko na polowanie. Wygoda w dużych miastach była taka, że mało kto zauważał czyjeś zniknięcia. Mógł więc spokojnie uśmiercać swoje ofiary, a w mniejszej miejscowości musiałby się hamować i wysysać krew tylko do omdlenia. Czyli niezbyt wiele... Po pozbawieniu życia dwóch niewiast wrócił zadowolony do domu. Coś komuś obiecał. Napisał do Alice SMS-a czy pasuje jej dzisiaj spotkanie. Odpisała błyskawicznie, że tak,  na co uśmiechnął się tylko pod nosem. Wybrał prawidłowy numer.
  - Słucham? - mruknął nieco chropowaty głos po drugiej stronie.
  - Ernesto? - spytał, chociaż już znał odpowiedź.
  - Co cię do mnie sprowadza, Gabrielu?
  - Nie mam żadnych problemów, jeśli o to chodzi. Chociaż w sumie to mam. Otóż mam do ciebie prośbę... Widzisz, wczoraj jedna z moich nowych znajomych dokonała przemiany. Mógłbyś ją nieco... Wtajemniczyć?
  - Ma się rozumieć, dopełniła przemiany w kotołaka? - upewnił się mrukliwie.
  - Tak, dokładnie. Czy mógłbyś dzisiaj przyjść do mnie i z nią porozmawiać? - zapytał uprzejmie Gabriel.
  - A będzie tamta diablica?
  - Nie, Olivii nie będzie. A bynajmniej nie powinno być.
  - Dobrze. - powiedział w końcu mężczyzna. - Będę za godzinę.
  - Dziękuję. Więc do zobaczenia.
    Poczekał, że jego rozmówca odburknie coś na pożegnanie po czym się rozłączył. Olivia i Ernesto byli do siebie całkowicie anty, ona dla zwykłej złośliwości mówiła do niego jak do kota, a on musiał tego pokornie słuchać. Inaczej mogłoby być z nim nie najlepiej. Rozumiał jego pytanie o "diablicę", więc się nie obrażał. Olivia potrafiła być doprawdy okropna. Zadzwonił do Alice i zakomunikował, że za parę minut będzie. Wychodząc dopadł również do skrzynki na listy. Rachunki, rachunki... O. Spojrzał na misternie zdobioną kopertę. W środku znajdowała się kartka drogiego papieru z ładnym, ozdobnym pismem. Przeczytał szybko o co w tym wszystkim chodzi.
    Okazało się, że jest to zaproszenie na coroczny bal, który odbyć się ma już za tydzień. Ale nie taki zwykły. Był to bal tylko i wyłącznie dla wampirów. Zapraszano dokładnie wybrane osoby, tylko najstarsze i najważniejsze wampy. Cóż, jego ojciec coś tam wnosił... Już widział jak Olivia szuka odpowiedniej sukni, odrzucając przy tym tysiące projektów. Jak zwykle. On sam musi kupić sobie garnitur - znowu. Odniósł zaproszenie szybko do domu, by po chwili wskoczyć do swej "kruszynki" i dotrzeć do czarnowłosej znajomej. Już na niego czekała. Wyskoczył otwierając przed nią drzwi samochodu.
  - Powinnaś na mnie poczekać w budynku. Lubisz przyciągać nieszczęścia. - bąknął z wyrzutem.
  - Przesadzasz. A tak w ogóle to chcę wiedzieć więcej o wampirach, kotołakach i całej reszcie. - czemu mnie to nie dziwi?
  - Nie, nie przesadzam. Zazwyczaj ludzie odpuszczają sobie napadania na stworzenia nadludzkie, ale na ciebie oczywiście musieli. Swoją drogą wszystkiego o kotołakach dowiesz się już niedługo, a resztę powiem ci trochę później. Tymczasem radzę zapiąć pasy i powiedzieć mi, czy w ogóle dzisiaj spałaś. Tak to jest jak się przez całą noc z wampirem gawędzi... - mruknął niezadowolony.
  - Spałam trochę w dzień... A tak w ogóle to przepraszam za swoje wczorajsze zachowanie. - powiedziała speszona, czerwieniąc się przy tym na twarzy. Uśmiechnął się krzywo.
  - Och, nieważne. Każdemu się zdarza. - stwierdził parkując samochód i nachylając się ku dziewczynie niebezpiecznie. Ta oblała się jeszcze większym rumieńcem na co on zachichotał. Starał się nie zwracać uwagi na tak duże skupiska ciepłej krwi... - Jesteśmy. - dodał wyskakując z samochodu, by otworzyć towarzyszce drzwi.
    Zakłopotana dziewczyna wyszła bez słowa z samochodu. Nie odezwała się póki nie doszli do domu, a na pytanie czy chce coś do picia odparł tylko "nie dziękuję". Się dziewczyna speszyła. A tak swoją drogą to jest strasznie nieśmiała. Może ten obudzony kotołak doda jej trochę... Pazura? Powinien. Myśli chłopaka zaraz zostały przerwane, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Tym "kimś" okazał się mężczyzna w wieku około czterdziestu lat, jego ciemne włosy przeprószone były już nieco siwizną. Nie należał do najwyższych, był raczej niski. Stał pod drzwiami mamrocząc coś pod nosem.
  - Wchodź, Ernesto.
  - Myślałem już, że zostawisz mnie tu na noc. Wampir, a taki wolny. - narzekał mężczyzna wchodząc do mieszkania.
  - No tak. Miło cię znów widzieć. - pokręcił z uśmiechem głową. - Ernesto, poznaj proszę Alice Frange. Alice, oto Ernesto Cortez. Ten kotołak, o którym ci mówiłem.
  - Miło mi pana poznać. - powiedziała uprzejmie Alice, wyciągając ku gościowi dłoń.
  - Tak, tak. - bąknął, nie zwracając na to najmniejszej uwagi. - Co chcesz wiedzieć?
    Kotołaki usiadły na kanapie, a Gabriel zajął miejsce na fotelu obok. Nie chciał im przeszkadzać, a z racji, że wampir i tak już większość o tejże rasie wiedział. Bynajmniej to, co było mu potrzebne. Ernesto opowiedział jej jak przebiega przemiana. Człowiek się "kurczy" i przy okazji zmienia w kotołaka. Kotołaki są nieco większe niż zwykłe koty, siedząc sięgają im do połowy uda. Mają również nieco dłuższe niż zwyczajne dachowce łapy. Poza tym ich rasa żyła długo, nieco dłużej niż zwykli ludzie lub są nieśmiertelni. Wszystko zależy od tego, jak bardzo krew jest rozrzedzona. Gen przekazywany jest z pokolenia na pokolenie, kotołaki są od zawsze bardzo rzadkie. A poza tym wolą czy może bardziej uwielbiają samotność.
    Plusy bycia kotołakiem to ogromna szybkość i zwinność, nawet większa niż u wampirów. O długości życia wspomniał już wcześniej. Bez jedzenia potrafią wytrzymać o wiele dłużej, ale z tym akurat problemu raczej nie było - zawsze była możliwość zmiany w kota i upolowania czegoś niewielkiego. Na wspomnienie o polowaniu dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. Ernesto postanowił tego nie komentować, a Gabriel jedynie uśmiechnął się pod nosem. To były rzeczy najważniejsze, a stary kotołak uznał, że i tak za dużo tam siedział. Gabriel podziękował przyjacielowi i odprowadził go uprzejmie do drzwi. Odwrócił się do Alice z lekkim uśmiechem, cały czas bacznie się jej przyglądając.
  - I jak? Zaspokoiłaś swoją ciekawość?
  - Trochę... Ale czy... Ja też taka będę? - zapytała z wahaniem.
  - Jaka? - zmarszczył brwi. - Taka ponura? Nieprzyjemna? Nie, raczej nie. Bynajmniej ja tak nie uważam.
  - Naprawdę? - podniosła na niego niepewny wzrok. Znalazł się przy niej w wampirzym tempie.
  - Naprawdę. - odpowiedział kucając przed nią z uśmiechem na twarzy. Zaśmiała się cicho i rozczochrała włosy na jego głowie.
  - Wiesz, potrafisz być uroczy, jeśli chcesz.
  - I mówisz to do wampira? - spytał, unosząc jedną brew ku górze i siadając na kanapie obok Alice.
  - Tak. Potrafisz być groźny, słodki, albo taki, jaki tylko chcesz.
  - Dobrze wiedzieć. - musnął ustami policzek dziewczyny, trącając go przy tym również nosem. Czarnowłosa zaczerwieniła się lekko. Odsunął się błyskawicznie.
  - Wiesz... Kotołaki mają raczej smaczną krew, więc uważaj trochę ze swoimi emocjami. Na tyle, na ile dasz radę. - zabrzmiało to głupio, a widząc jeszcze bardziej zaczerwienione policzki dziewczyny i jej zakłopotanie zaśmiał się i pocałował ją w skroń. - W sumie, to szybko nam leci. - za szybko, dodał w myślach.
  - Chyba... Ale trudno. Opowiesz mi coś o wampirach? - spytała przekręcając głowę lekko na bok.
  - Umiesz zepsuć nastrój. - westchnął opierając się o zagłówek. - Pytaj, więc.
  - Co was krzywdzi? Zabija?
  - Aż tak szybko chcesz się mnie pozbyć? - spytał z figlarnym uśmieszkiem.
  - Nie! - zaprzeczyła błyskawicznie. - Nie, oczywiście, że nie! Jestem po prostu ciekawa!
  - Spokojnie, spokojnie. Wiem. - posłał jej słodki uśmiech. - Jak już wiesz, zabija nas słońce. Krucyfiksy, woda święcona - również, chociaż może to zabrzmieć nieco dziwnie. Bądź co bądź jesteśmy potępieni, więc nie jest to nawet nic dziwnego. O trumnach już wiesz. Co tam jeszcze...
  - A... Wszystkie wampiry tak wyglądają? - spytała nieśmiało, zerkając na chłopaka spod wachlarza czarnych rzęs. Żeby tylko wiedziała jak to wygląda...
  - Tak, to znaczy jak?
  - No... Pięknie. - przyznała na nowo się czerwieniąc.
  - Widzisz... Przemiana wyciąga z nas to co najlepsze, a zarówno Ciebie jak i mnie "obciąża" magia. Jeżeli chce mogę zmienić wygląd swój, twój czy kogokolwiek innego. Ogólnie wampiry zazwyczaj są już na tyle wyidealizowane, że po prostu nie mają się do czego przyczepić. Ty też, jeżeli byś chciała, możesz zmienić swój wygląd nawet samodzielnie. Ja się taki urodziłem, więc nawet nie kombinuję. - posłał jej ciepły uśmiech.
  - A uważasz... Że powinnam coś w sobie zmienić? - spytała jak zwykle nieśmiałym głosem. To aż dołujące!
  - Jak dla mnie stanowczo nic. Pewnie większość facetów chciałaby być teraz na moim miejscu. - stwierdził przysuwając głowę do jej twarzy. Nie długo jednak potrwały dyskusje, bo mimo protestów dziewczyny odwiózł ją do domu. Odprowadził ją pod same drzwi.
  - Nie boisz się o samochód? - spytała zaciekawiona.
  - Raczej bym to usłyszał. Nie ma się o co martwić. - i po raz enty tego dnia posłał jej miły uśmiech.
  - Och. No tak. - bąknęła spuszczając wzrok.
  - A ja mam teraz do ciebie prośbę.
  - Tak? - zapytała momentalnie unosząc głowę.
  - Właśnie w tej chwili pójdziesz spać.
  - A nie możesz mnie zaczarować czy coś?
  - Na istoty magiczne to nie działa. A teraz proszę, idź połóż się spać. Jesteś wymęczona.
  - Pójdę jeśli ty też się ze mną położysz. - stwierdziła już po chwili żałując swoich słów. Zaczerwieniła się delikatnie na policzkach.
  - To jakiś szantaż? - uniósł pytająco jedną brew.
  - Tak i owszem. Masz wolną całą noc. No, chyba, że o czymś nie wiem...
  - Jestem wolny. Niech, więc będzie.
  - No to zapraszam. - stwierdziła zadowolona wpuszczając chłopaka do środka. - Jeżeli chcesz to wygrzeb coś z lodówki, czy coś... No czuj się jak u siebie.
  - Nie ma sprawy. - odpowiedział, po czym dziewczyna zebrawszy swoje rzeczy poszła do łazienki.
    Położył czy może bardziej rozwalił się na łóżku w sypialni dziewczyny. Mimowolnie słyszał jak woda, gdy się myje spada i rozbryzguje się na grubym plastiku prysznica. W sumie nie zajęło jej to zbyt długo. Wyszła z łazienki ubrana w luźną, szarą koszulkę na krótki rękaw i długie, zielone spodnie przyozdobione białymi groszkami. Czarne loki nadal były nieco wilgotne. Tak wygląda nawet piękniej. Nie, stop! Nie wolno mi tak myśleć. Za szybko to idzie. Ale i tak... Rozwalony tak na łóżku szczerzył się do niej niczym głupi do sera. Dziewczyna zachichotała cicho z tejże pozycji i zaprezentowała się, ekhem, przyjacielowi.
  - I jak wyglądam?
  - Brak słów. Lepiej kładź się już do łóżka, bo masz wory pod oczami niczym...
  - Ty? - przerwała mu w pół słowa.
  - Miało być wampir, ale na to samo wychodzi. - uśmiechnęła się radośnie i od razu spełniła polecenie chłopaka.
  - Że też się wampira w swoim łóżku nie boisz. - prychnął głośno, ale zaraz przytulił do siebie dziewczynę. Nie no, nie ma to jak szybki związek.
  - Uroczy jesteś, nie da ci się oprzeć.
  - Ha, ha, fajnie wiedzieć. A teraz już śpij. - wyciągnął szyję i pocałował ją w czoło. Zaraz po tych słowach, chociaż niechętnie, pogrążyła się we śnie. Zniknął dopiero przed nastaniem ranka.


                                                                    ***


    W tym czasie, gdy noc była jeszcze młoda Olivia się nie oszczędzała. Ocierała się i wyginała na parkiecie niczym kotka, kusząc ciałem niczego nieświadomych mężczyzn. Kilka razy można było dostrzec nawet błysk kłów w jej ustach. Wyciągnęła jednego z mężczyzn do "pokoju dla par". Wcześniejszą ofiarą był jakiś idiota, który myślał, że podziała na nią tabletka gwałtu. Ten równie uradowany osiłek szedł za nią z wyszczerzonymi zębiskami. Kretyn. Gdy tylko znaleźli się w osamotnieniu usadowiła swojego wybranka na jednej z różowo-czerwonych kanap. Zaczęła do niego podchodzić, mrucząc przy tym uwodzicielsko.
  - No pokaż, kotku coś od siebie! - wybełkotał mężczyzna.
  - Mam dla ciebie bardzo ciekawą niespodziankę. - stwierdziła z chytrym uśmiechem, usadawiając się okrakiem na kolanach osiłka. Wodziła palcami i ustami po jego szyi, aż w końcu wysunęła długie kły. - Chciałeś, masz. Ładne ciało. Musisz mieć niezłego dilera. - po tych słowach zagłębiła zęby w tętnicy szyjnej ofiary.
    Zdołał wydobyć z siebie jedynie krótki krzyk, bo zaraz zasłoniła mu usta dłonią. Ssała długo, delektując się gęstą posoką. Czuć w niej było sterydy, ale jakoś niezbyt ją to obchodziło. Niby inne narkotyki działają, ale ten neutralizowany jest przez wampirzy organizm bardzo dobrze. Zostawiła bezwładne ciało na kanapie, sama wychodząc z pomieszczenia i spoglądając ostatni raz na tabliczkę z napisem "zajęte". Ktoś znajdzie nieszczęśnika pod koniec imprezy, kiedy jej już tam pewnie nie będzie. Ale tymczasem musi iść na dalsze polowanie. Nadal była głodna.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Zawieszam

Nie wiem czy to ktoś czyta i to między innymi dlatego. Mam pomysł na kilka rozdziałów, ale brak czasu na ich pisanie. Ogólnie wszystkie notki są tu pisane "na żywioł". Wolę skupić się na blogu, który moim zdaniem... Jest bardziej udany, a mianowicie www.zew-ksiezyca.blogspot.com. I tak będę tu zaglądać (najpewniej codziennie) i myślę, że to tego opowiadania wrócę. Może napisze coś jakoś w ferie? A może dopiero w wakacje? Nie mam pojęcia, jak na razie mam minimum trzy sprawdziany w tygodniu i bierzmowanie na swoich barkach, więc trochę braknie mi czasu... To na razie tyle, wszystko z pewnością zostanie mi w głowie, więc nie zapomnę o niczym napisać raczej. Życzę wszystkim weny i serdecznie pozdrawiam.


Ps. Taka mała reklama. Jeżeli ktoś lubi fora to zapraszam na:
- www.silakopyt.fora.pl
- www.petsandpeople.fora.pl - pp chciałabym trochę, mhm, ożywić.


                                                                                                                                  Nightmare.