wtorek, 2 listopada 2010

Rozdział V - Odkrycie tajemnic.

    Dostał się pod blok dziewczyny jak najszybciej tylko mógł. Wbiegł po schodach w ułamek sekundy, ale zawahał się przed wejściem. I co jej powiem? Że zadawała się z wampirem? Że nie jestem normalny? Że ona nie jest normalna...? Potrząsnął głową odganiając od siebie te myśli. Przecież niczego nie zmieni, prawda? Zapukał do starych drzwi. Słyszał jak ktoś szlocha i najwidoczniej nie jest pewien, czy może otworzyć. Znaczy się to była Alice. Wiedział, a skąd? No po prostu wiedział.
  - Kto tam? - zapytał zebrany mniej więcej do kupy głos.
  - Gabriel. - usłyszał za drzwiami cichy tupot stóp, nim się otworzyły.
  - Proszę, wejdź.
    Dziewczyna była cała zapłakana, bardziej blada niż zwykle i w ogóle wszystko co złe. Otworzyła drzwi nieco szerzej wpuszczając gościa. I diabeł wszedł do jej mieszkania. Zamknęła je bardzo skrupulatnie, jakby bojąc się, że ktoś również może się tu dostać. W mieszkaniu panował raczej porządek acz najwidoczniej przez przemianę - która zapewne nastąpiła, czuł poza tym bardzo intensywny zapach pasujący do jej prawdopodobnej rasy - na podłogę pospadało parę rzeczy. W tym jakiś wazon, przez co ostre kawałki rozbryznęły się po nieco sfatygowanym dywanie. Salon miał jasny, piaskowy kolor. Usiedli na kanapie, gdy dziewczyna starała się opanować.
  - Przepraszam, że cię ściągnęłam. Ale już nie wiedziałam do kogo zadzwonić. - powiedziała bardzo cicho, najwidoczniej niepewna własnego głosu.
  - Spokojnie, ja noce mam zazwyczaj wolne. Co się stało?
  - Bo, bo... Uznasz mnie za wariatkę. - bąknęła pod nosem.
  - Nie, nie uznam. Trochę już na tym świecie widziałem... Uwierz.
  - No dobra. Bo ja właśnie weszłam do mieszkania i chciałam zrobić sobie coś do jedzenia. I na parapecie był taki ptaszek. Jakiś wróbel czy coś, no sam rozumiesz. Może to zabrzmi głupio, ale... Chciałam go zjeść. Dosłownie miałam ochotę go zjeść. I... I jak już miałam otworzyć okno... - zatrzymała się rzucając niepewne spojrzenie na jego twarz. Uspokojona, że nie patrzy na nią dziwnie, nadal spięta zaczęła dukać. - Okazało się, że jestem kotem. Kotem! Potem nie mogłam się przez parę godzin zmienić. Ja chyba powinnam iść do jakiegoś specjalisty. - brunetka na nowo wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Całkiem zrozumiałe. Wtulona w znajomego - bo chyba nikim więcej nie można było ich nazwać - powoli się uspokoiła. Nadal przylegając do rozmoczonej koszuli chłopaka zdobyła się by coś powiedzieć. - Pewnie uważasz mnie za idiotkę, prawda? A może mi się tylko wydawało...
  - Alice. - ujął twarz dziewczyny w zimne dłonie. - Nie sądzę, żebyś była jakaś nienormalna. Znaczy w sensie na psychice. Uważam raczej... Że nie jesteś po prostu człowiekiem. - spojrzała na niego wielkimi oczami.
  - J-j-jak to?
  - Widzisz. - westchnął. - Nie jestem zbyt dobry w tłumaczeniu, ale się postaram. Widzisz, ludzie wcale nie są jedynymi. Takie stworzenia jak wilkołaki, elfy, a nawet smoki istnieją. Wiem jak to brzmi. Poznałaś Eddie'ego, pamiętasz? Taki przygłup, który przyniósł ci obiad. Jest zmiennokształtny. Zamienia się w psa - dokładniej coś w rodzaju bernardyna. Poznaliśmy się na studiach, a z nieludzi był tam również zmiennokształtny-hiena i zmiennokształtny-puma. Rodzeni bracia, Dylan i Darryl. Oraz zdająca trzeci raz studia elfka Alima. Był to już jej trzeci kierunek, chociaż przyznała się do tego z czasem. Gdybym nie był rodzonym zapewne nie miałbym nikogo bliższego, prócz rodziny i niektórych ze swojej rasy, ale o tym później... Edd podejrzewał, że nie jesteś człowiekiem. Zapach, wielka chęć na ryby... To, by się zgadzało.
  - Poczekaj, to ja nie jestem człowiekiem...?
  - Nie, nie jesteś.
  - W takim razie czym jestem? I skąd to wszystko wiesz?
  - Zmieniasz się w kota. Wiem to na pewno ze względu na zapach. Jesteś kotołakiem.
  - Że co?! - wykrzyknęła łamiącym się głosem. Siedziała teraz prosto, na nowo zalewając się łzami. Masz ci los.
  - Wiem, że to szok. Ale bądź ciszej, no chyba, że tak bardzo pragniesz odwiedzin sąsiadów.
  - Kim czy raczej czym, jesteś? - teraz jej głos brzmiał na stosunkowo ostry i twardy.
  - Jestem wampirem.
    Zerwała się na równe nogi. Nastała cisza. No co ja poradzę, że muszę być takim strasznym stworzeniem? Przyglądał się dziewczynie dokładnie i chociaż jej twarz z grubsza nie wyrażała żadnych emocji, wiedział, że cholernie się boi i jest w szoku. Z resztą czy to takie dziwne? Nie no, raczej nie. Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że jest mitycznym stworzeniem. Cieszył się, że nie musiał tego doświadczać. I że nie był taki dziki jak zmienieni. Alice powoli się uspokajała, jednak usiadł na najbardziej oddalonym od niego skrawku kanapy. Wbiła wzrok w wysłużony dywan.
  - Jak to jest możliwe? - wyszeptała zachrypniętym głosem.
  - Nie wiem. Tak po prostu jest.
  - A... - zawahała się na chwilę.
  - Mów, mów. - zachęcił uprzejmie chłopak.
  - Jak to jest być kotołakiem?
  - No po prostu. Zamieniasz się jeśli chcesz w kota i paradujesz sobie na czterech łapach. Niech zgadnę... - przyjrzał się jej dokładnie. - Jesteś czarna, prawda? - zmarszczyła brwi.
  - Skąd wiedziałeś?
  - Intuicja. - wyszczerzył się w uśmiechu.
  - Jak zamienić się w kota?
  - Bo ja wiem. - wzruszył ramionami. - Nie wiem na ich temat zbyt dużo. Przedstawicieli twojego gatunku nie jest zbyt wiele, a zapisków jeszcze mniej. Ale mam jednego znajomego kotołaka w Los Angeles, więc mogę umówić was na spotkanie. No i jest jeszcze kilka książek.
  - Dzięki... A jak to jest być wampirem? - spojrzała na niego, jednak tym razem nie wyczuł u niej strachu. - Co jest mitem, a co prawdą?
  - No wiesz, jak dla mnie bardzo fajnie. Powiem ci co jest prawdą: boimy się słońca, śpimy w trumnach - mogą być łóżka w pokoju bez okien, ale wtedy czujemy się tacy... Odkryci. bardziej bezbronni. I nie możemy zapaść w trans, czyli być martwi. - no i nie wiem... Nie musisz wiedzieć jak nas zabić. Kiedyś może ci powiem... O ile się spotkamy. - posłał jej uroczy uśmiech.
  - Co jesz?
  - Ludzkie jedzenie mogę jeść, jak widzisz. - jakoś nie miał ochoty jej na to odpowiadać.
  - Czy pijesz krew...?
  - Tak. Piję ludzką krew. - przyznał niechętnie.
  - Och...
  - Spokojnie, nie ugryzę. Aha, dzięki za zaproszenie. Teraz mogę spokojnie wpadać sobie kiedy chcę do twojego mieszkania.
  - S-serio? - i znowu się bała.
  - Tak, naprawdę. Więc nigdy nie wpuszczaj do siebie wampira. - spojrzał na zegarek. - Wiesz, będę się już zbierał...
  - Zostań. - szepnęła.
  - O piątej powinienem już być w domu, a zostaje mi dojazd. Wiesz, czasami jest z tym problem w większych miastach. I jeszcze jedno - warto bać się wampirów, uwierz mi. - nastała chwila ciszy, póki na nowo nie odezwała się dziewczyna.
  - Dziękuję.
    W odpowiedzi kiwnął głową. Nieco nieśmiało odprowadziła go do drzwi wejściowych od bloku. Chyba chciała coś zrobić, ale się powstrzymała. Pożegnali się zdawkowanie. Zaprosił ja do siebie, żeby mogła przejrzeć książki. Tym razem zapowiedział, że budzi się dopiero po zmroku. Właśnie miał wsiąść do samochodu, gdy na nowo wybiegła za nim dziewczyna. Nim zdążył się zorientować o co chodzi zatopiła swoje miękkie usta w jego, trwając dłuższą chwilę w pocałunku. Kiedy się od niego oderwała, wciąż trzymała ręce na karku chłopaka i wpatrywała w jego zielone oczy.
  - Nie boję się ciebie.
    Posłał jej lekki, filuterny uśmiech nim wsiadł do samochodu. Musiał jechać. Nie chciał, ale musiał. Dziewczyna czekała, aż czarne ferrari zniknie za rogiem. Gabriel miał wracając bardzo dobry humor. Nie wiedział, czy to dzięki odkryciu tajemnic i byciu szczerym w stosunku do Alice, czy dzięki czemuś innemu. Gdy dojechał do domu nie zostało mu już zbyt wiele czasu. Z braku lepszych pomysłów od razu udał się do pokoju, w którym trzymał trumnę. Gdy tylko słońce wzeszło wampir pogrążył się w byciu dosłownie martwym.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie opowiadanie...cciekawe,czekam na wiecej jak bys zmienila jednak zdanie fajna fabuła,luubie takie poczytac przed snem;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbyś miala cieg dalszy podeslij na mail; kaja_11@op.pl,milo widziane
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń